środa, 12 sierpnia 2015

Sad night, again.

Od dłuższej chwili przymierzam się do napisania tu kilku słów, ale jakoś mi to nie idzie. Dzisiaj noc spadających gwiazd, to znaczy tych całych perseidów. Macie jakieś życzenie, które chcielibyście wypowiedzieć? Pomyślałam jakie ja bym chętnie wypowiedziała i wiecie co? Zużyłabym je nie na siebie, a na bliską mi osobę, z którą już nie rozmawiam. Nie wiem czy to kochane i miłe czy zmarnowanie życzenia.
Ogólnie dzisiaj dobry dzień był, rzeka z ekipą, pośmiali, pogadali, dziękuję. :) Jutro z najlepszymi, byle wytrzymać te lekko ponad dwanaście godzin. W piątek prawdopodobnie będzie okazja żeby się nachlać, chyba tego potrzebuję. Weekend na festynie, oby wypaliło. Jeśli to wszystko się uda będę happy. Zapowiada się dobrze, ale niestety nawet po cudownych dniach nadchodzą noce, które już niekoniecznie przynoszą uśmiech. Chyba tak troszkę po kolei wszystko się wali, a ja na siłę próbuję być silna. Piszę Wam, abyście pokonywali strach, dokonywali zmian, byli władcami własnego życia, a sama nie bardzo to potrafię, mimo że się staram, Wychodzi.. Ale tylko chwilowo, dopóki nie dopadnie mnie kolejna nocna zmuła. W sumie lepsze to niż cały czas być pogrążona w smutku, zawsze to jakaś odmiana i krok do przodu. Każdy ruch się liczy, ważne żeby nie stać w miejscu. Rok temu miałam to samo, każda noc była dla mnie koszmarem. Tylko, ze wtedy radziłam sobie o wiele gorzej niż teraz, więc jest postęp. Kurcze, chciałam pisać jakoś bardziej optymistycznie, ale mi nie wychodzi, wręcz przeciwnie. Nawet disco polo mi nie pomaga, moje myśli opanował jakiś zły demon. Mam ochotę zapalić, ugh.
Dobra, spróbuję coś tu naskrobać o tej rzece. Gdy tam przyszłyśmy z K. czułam się okropnie i nie chciałam ściągnąć sukienki. W stroju kąpielowym czułam się obnażona i poniżona. Nie pytajcie dlaczego, bo nie mam pojęcia, ale nie byłam w stanie stać na brzegu lub w płytkiej wodzie.. Uciekłam od razu do głębokiej wody i tam siedziałam. Czułam się jak wielka, gruba świnia, na którą się wszyscy gapią. Przecież wiem, że tak nie jest.. Ale z jakiegoś powodu nie potrafię pomyśleć o sobie, że jestem szczupła, powiedzieć to już w ogóle nie możliwe. Chyba moja psychika jest zniszczona doszczętnie. A jem jak anorektyczka.. Ugh.
Nienawidzę siebie, nienawidzę swojego ciała, nienawidzę mojej totalnej beznadziejności. Ja wcale nie popadam znowu w depresję, ani trochę. :)) Coraz bardziej utwierdzam się w fakcie, że przed nią nie da się do końca uciec, ona zawsze będzie czekała na odpowiedni moment i wróci. Cóż, najlepsza przyjaciółka. Cóż, stay strong jak najdłużej, najwyżej z czasem się wyniszczę. I tak to robię, eh.
Chyba powinnam napisać tu coś dopiero jutro po powrocie z Krosna, może wtedy post będzie bardziej pozytywny.
Dobrej nocy kochani. :)
Przepraszam.

6 komentarzy:

  1. Nie przepraszaj!
    Każdy ma takie chwile w życiu, ja również.
    Pamiętaj, żeby żyć z nadzieją na lepsze jutro! <3
    Pozdrawiam (i zapraszam do mnie)
    http://prawdziwieprzezzycie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń