sobota, 4 października 2014

What person I am?


Dzisiejszy dzień jest jakiś taki smutny. Kłótnie, wspomnienia, to wszystko się zlewa w jeden wielki syf.
Pierwsza połowa dnia dość przeciętna, ale to sobota, wspaniale wolny dzień. Popołudniu do Weroniki i spędziliśmy we trójkę kilka godzin, zupełnie jak kiedyś. Tęsknię za tym.
Lecimy powoli do przodu, kolejne dni mijają, utracone chwile nie wracają, ludzie zawodzą, łzy płyną, życie toczy się swoim rytmem.
Nie rozumiem tego co robię, nie umiem ogarnąć nic. Wykonuję jakąś czynność, ale bez jakiegokolwiek zaangażowania w to, jak marionetka. Tak, właśnie tak się teraz czuję.
Kocham ten stan, gdy ważna osoba okazuję się być najgorszym wrogiem. Cudownie uczucie, polecam.
Kolejna kawa.
Tracone wartości.
Umierająca dusza.
Bolesna śmierć.
Słodki smak zaślepienia.
Kochanie kogoś kto umarł wewnętrznie.
Nie da się tak.
Ciało wciąż żyje.
Duch dawno się błąka po krainie zmarłych.
Kocha.
Nie umyka przed niczym.
Nie potrafi.
Dogania ją.
Upada.
To koniec.
Miód na serce.
Chuj wie co.
Nie ma.
Nie umie.
Umiera.
Zbliżenie nie warte miłości.
Co?
To ja.
Możliwość uwolnienia.
Nie ma jej.
Zniknęło to co dawało spokój.
Jest tylko strach.
Woła o pomoc.
Nie woła.
Nie umie, stacza się.
Umiera.
Przepraszam.
Za wszystko.
Już znikam.
Żegnaj.
/Baśka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz