piątek, 31 lipca 2015

Not the same person.

Witam po tak długiej przerwie,.. W sumie to nie wiem kogo witam, po takim czasie nikt już tutaj nie pozostał. Ja sama uciekłam w swoją stronę, bloga zostawiłam samemu sobie. Sama nie wiem dlaczego. Chyba po prostu niósł ze sobą zbyt wiele wspomnień. Od jakiegoś czasu chciałam znów tu zaglądnąć, ale z jakiś powodów tego nie zrobiłam. Może po prostu bałam się przeszłości? Niestety dzisiaj musiałam stawić jej czoła. Przeczytałam od nowa całego bloga, poleciało kilka łez. Już nie istnieje ten świat, w którym żyłam pisząc dawne posty. Wszystko się poprzewracało, popsuło, zniknęło. Wszystko co było dla mnie ważne po prostu się rozmyło. Odkąd ostatni raz pojawiłam się na blogu przeżywałam wzloty i upadki, lecz na ogół było znacznie lepiej niż za czasów regularnej aktywności tutaj. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy i w tym momencie pozostałam sama wśród własnych myśli. Najlepsi przyjaciele zawiedli, ja sama zawiodłam.. A najgorsze w tym jest to, że zawiodłam sama siebie. Zawiodłam swoją naiwnością i zaufaniem, wiarą w ludzi. Jak mogłam znowu zaufać, jak? Myślałam, że w końcu będzie inaczej, że będę szczęśliwa wśród wspaniałych osób, a tymczasem przyjaciele, którzy mieli być na zawsze okazali się chwilowi. Już sama nie wiem czyja to wina, z każdej strony słyszę tylko złe słowa, podczas gdy zawsze starałam się być najlepszym człowiekiem jakim się da. Pogubiłam się już w tym wszystkim. Sama nie wiem co mam myśleć i czuć. Jak mam być szczera, to mam ochotę sięgnąć po dawną przyjaciółkę. Mały przedmiot, a ile daje ukojenia. Jednak zatrzymuje mnie obietnica, a należę do osób, które ich dotrzymują. Mimo wszystko. Choć w tym momencie i tak nikogo nie obchodzi czy to zrobię, teraz już jest wszystko jedno. Zostałam wrogiem własnych przyjaciół, bo.. No właśnie. Bo co? Nie mam już całkowicie siły, a myślałam, że pokonałam depresję. Choć myślę, że tym razem to nie to, to nie depresja mi towarzyszy. Po tych kilku miesiącach nauczyłam się żyć bez niej, dzięki K., który zawsze był przy mnie. Nie powinnam dopuścić, aby teraz choroba wróciła przez osobę, która mnie od niej wyciągnęła. Ale jednak to nie jest takie proste, gdy najważniejsza osoba w życiu odchodzi. Z wielkim trudem na to patrzyłam, ale jestem bezsilna. Dla mnie liczy się, aby K. był szczęśliwy, nawet jeśli beze mnie. Będzie mi brakowało tej przyjaźni, zawsze. Ale jeśli tak będzie lepiej, jeśli dzięki temu on będzie się czuł dobrze to jestem w stanie usunąć się w cień. Żałuję tylko, że nie zdążyłam mu powiedzieć jednego. Nie miałam czasu zapewnić, że nawet jeśli będzie bardzo źle, a my będziemy się nienawidzić to moje ramiona będą dla niego otwarte zawsze. Nie umiałabym nie pomóc K. w potrzebie, nawet jeśli zostawił mnie i nie dał szansy ratowania przyjaźni. Mam jednak nadzieję, że mimo braku chęci K. do przyjaźnienia się ze mną nigdy nie dojdzie do tego, że mnie znienawidzi i dalej będziemy w miarę normalnie rozmawiać. Czy jednak nie jestem zbyt naiwna wierząc w to? Nie wiem, mam mętlik. Chciałabym móc się do niego przytulić i rozpłakać. Jeszcze jakiś czas temu miałam taką możliwość.. Jeśli ktokolwiek to przeczyta to niech pamięta, że należy cieszyć się każdą chwilą, bo to co jest wspaniałe, jest również ulotne. Na szczęście nie zostałam zupełnie sama, jest jeszcze jedna kochana osóbka, która wspiera mnie w tym wszystkim. Kocham Cię i wiesz, że o Tobie mowa. Liczę, że przynajmniej my nie skończymy jako rozbitki. Dziękuję za każdą chwilę, kiedy mnie słuchasz i wspierasz. :)
Pokój przemalowany, przemeblowany, włosy ścięte, zaczynamy nowe życie, szkoda że z dziurą w sercu.
Mimo wszystko, zawsze przyjaciele będą najważniejsi, nawet jeśli mnie zranili.