poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Teenagers

Witam.
Tak dawno mnie nie było, tak wiele się zdążyło zdarzyć... Sama nie wiem czemu tak długo nie odwiedzałam bloga, chyba po prostu nie miałam weny. Nie wiedziałabym nawet co napisać. W sumie to teraz też nie wiem, ale muszę coś napisać, bo w głowie mam miliony myśli, których sama nie potrafię ogarnąć. Może jak cokolwiek tu naskrobię to ułoży mi się co nieco w głowie.
Teoretycznie jest dobrze, ale w środku jakoś nie mam poczucia stabilności życiowej. Nie wiem co się ze mną dzieje, nigdy nie potrafiłam zrozumieć moich myśli i ich toku. Czasem mam wrażenie, że naprawdę nie pasuję do otaczającego mnie świata. Co ja mówię, często się łapię na tym uczuciu. Gdy patrzę na tych wszystkich ludzi, którzy przechodzą obok mnie myślę sobie, że odstaję od nich. Z pozoru niby się nie wyróżniam, ale siedząc cicho i obserwując, łatwo zauważam, że nie jestem taka jak reszta. Czasem zastanawiam się ile osób, które widuję tak naprawdę tylko udaje szczęśliwe, a w rzeczywistości ich uśmiech nie jest szczery. Co jeśli tylko ukrywają swoje wnętrze tak jak ja? Czasem trudno rozróżnić ludzi szczęśliwych od takiego jakim jestem ja, a czasami wystarczy popatrzeć głęboko w oczy, aby zobaczyć w nich smutek. Chyba opanowałam już ukrywanie przygnębienia nawet w oczach, bo nikt nie widzi tych łez umiejscowionych głęboko w duszy. Albo po prostu nikt nie zwraca na to uwagi, bo po co? A niby jest tak dobrze, nic się złego nie dzieje, poza drobnymi problemami i niepotrzebnymi nerwami, a jednak czuję się jakbym była przygnieciona przez plagę nieszczęść. Przez pewien czas nad tym panowałam, śmiałam się, mój uśmiech był szczery, przez jakiś okres tak było.. A teraz? Siedzę wieczorami sama na łóżku, przytulam do siebie misia z dzieciństwa i płaczę jak małe dziecko. Momentami nie wiem nawet dlaczego, może po prostu skoro udaje mi się zebrać w dzień siły na uśmiech to wieczorem trzeba dać upust łzom. W takich chwilach samoistnie przypominają mi się dawne czasy, przyjaciele, dobre i złe chwile, wzloty i upadki, wszystko co wydarzyło się przez ostatni rok przewija się w moich myślach jak film, a policzki stają się coraz bardziej mokre od łez. Chyba cały czas nie jestem stabilna emocjonalnie, Jak sobie pomyślę, że to wszystko minęło, że nie wróci, robi mi się coraz bardziej smutno. Ludzie, którzy byli dla mnie najważniejsi teraz są jak zupełnie obce osoby, czuję się jakbym ich wcale nie znała. Można zapytać po co tak często myślę o przeszłości skoro jest tu i teraz, to co było już nie istnieje. Ale ja sama nad tym nie panuję, przeszłość tkwi gdzieś we mnie i lubi o sobie przypominać w najmniej odpowiednich momentach. Nienawidzę sama siebie za tę wrażliwość i uczuciowość. Każdy by powiedział, że skoro nie chcę być taka to wystarczy się zmienić, nauczyć się olewać wszystko. Ale to nie jest takie proste, do cholery nie jest. Nie umiem inaczej, mam delikatną naturę i bardzo łatwo mnie zranić. A propo ranienia, chyba wracają mi stare nawyki. Od kilku tygodni nawet najmniejsza głupota mnie bardzo dotyka i mam ochotę wstać z łóżka, zrobić kilka kroków do łazienki i sięgnąć po starą, dobrą przyjaciółkę. Tylko jedno mnie trzyma z dala od niej. Jak ja nienawidzę mojej bezsenności. Nieprzespane noce spędzone na siedzeniu z pluszowym misiem i staraniu się opanować samą siebie nie wychodzą mi na dobre. Mam nadzieję, że siła obietnicy jest na tyle mocna, że dam radę. Dam?