Nie było mnie tu cały tydzień, wybaczcie, ale mam totalny
nawał wszystkiego. Szkoła, zadania domowe, nauka, wszystko. Chodzenie do liceum
jednak nie jest takie proste.
Dopadło mnie zmęczenie i nawet zwykłe czynności
sprawiają mi problem. Nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. W szkole
zaczynają to zauważać, a ja nie mam siły maskować swojego stanu. Na lekcjach
nie mogę się skupić, nic z nich nie zyskuję. Straciłam zupełnie chęci do
egzystowania w tym świecie. Czuję pustkę. Wielką i przerażającą. To uczucie ma
swoją głębię, która mnie pochłania. Nie chcę się zapadać w przestrzeni smutku i
nostalgii, ale to mnie ciągnie. To "coś" trzyma mocno moją rękę i
prowadzi mnie daleko, ciemnym korytarzem, prosto do samozagłady. Nie jestem w
stanie wyrwać się z uścisku. Każda próba ucieczki kończy się gorzej. Zawsze,
gdy udaje mi się przebiec pewien dystans na drodze ku wyjściu z tego labiryntu,
prowadzącego do unicestwienia wszystkiego co dobre, pustka mnie dogania,
biczuje i łapie jeszcze mocniej. Dopada mnie ze zdwojoną siłą i coraz usilniej
zmusza do tego, abym szła do końca korytarza. W ciemności, niepewności,
strachu. Za każdym razem, kiedy odnajduję sposób, aby się uwolnić, moje starania
idą na marne. Ta pustka mnie zna, bardzo dobrze. Zna moje myśli, wie co zrobię.
Ma przygotowane milion rozwiązań, które prowadzą do tego, że powracam do jej
świata. Idę sama. Jestem ja i pustka. Staram się odnaleźć
w sobie jakieś szczęście, radość, pozytywne emocje, ale one znikają. Już prawie
całkowicie zanikły. Moi przyjaciele są gdzieś przy wejściu do tego świata, chcą
mi pomóc, ale ja nie potrafię stąd wyjść. Jestem zamknięta. Nie wołam o pomoc. Moje usta są zamknięte, nie jestem w stanie uwolnić głosu, nie dam rady krzyknąć. Nie chcę nikogo martwić, chowam w sobie większość siebie, jedynie część wychodzi na wierzch. Coraz mniej mnie ukazuje się ludziom. Nikt nic nie widzi, tonę. Nostalgia mówi mi, że teraz ona jest
moją przyjaciółką. Ale ja jej nie chcę. Pragnę się od niej uwolnić. Lecz ona
otula mnie swoim cieniem i ciągnie. Głosy z zewnątrz stają się coraz cichsze. Powoli
całkowicie znikają. Nie słyszę nic. Jedynie pustkę, która mówi mi, że jestem u
celu. Dotarłam do końcowych bram świata nostalgii i smutku. Jestem na końcu
drogi. Nie ma już nic. Umieram.
/Baśka
/Baśka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz